Oczywiście, oryginalnie czyli tak jak jakaś 1/10 globu, na (prawie) początku ;) zakochałam się w..... tak! Eames Plastic Chair DSW!
Później było bardziej minimalistycznie:
Niestety, to uczucie nie przetrwało próby... próby siedzenia. Niewątpliwą zaletą krzesła powodującą też jego popularność, jest uniwersalność. DSW dzięki połączeniu trzech różnych elementów - obłego siedziska z tworzywa, drewna w naturalnym kolorze oraz czarnego, metalowego detalu - świetnie wpisuje się we współczesne wnętrza - niezależnie od stylu w jakim są utrzymane. Co więcej - odpowiednio wybierając z pośród wielu dostępnych kolorów siedziska - krzesło DSW może z powodzeniem stanowić główny akcent danego pomieszczenia. Niestety, (w moim odczuciu) okazało się ono niezbyt komfortowe... Samo siedzisko jest ok, niestety oparcie jest bardzo ruchome. Po oparciu na nim pleców - miałam wrażenie że za chwilę polecę do tyłu. Oczywiście, nie rozważałam kupna oryginału ale tzw. repliki inspirowanej oryginałem DSW.
Zakup krzeseł już za mną ( na szczęście!). Oto, jakimi zakamarkami wiodła moja droga:
Najpierw miało być retro: Aha! wszystkie poniższe krzesła są polskiej firmy FAMEG. Ceny są rozsądne, a jeśli chodzi o design to oferują chyba największy wybór spośród polskich producentów, także na tej firmie ostatecznie się skupiłam. Z resztą zobaczcie sami czy widzicie coś ciekawego dla siebie :)
Do tych krzeseł można było dobrać hokery z tych samych kolekcji:
Później było bardziej minimalistycznie:
Później był chaos:
Była też IKEA ale z marnym skutkiem, i gdzieś jeszcze zaplątało się takie cudeńko: MISS BIBI (dostępne z tego co pamiętam bezbarwne, szare, beżowe i białe)
a stanęło na:
(no cóż, przynajmniej wygodne i materiał plamoodporny...)
i takim hokerze:
Czy jestem zadowolona z wyboru? Rozsądek karze mi myśleć, że tak, ale jednak gdzieś tam jeszcze tli się malutki żal jednak za DSW... Wniosek dla mnie taki, że jednak czasem warto pójść za tym co jednak bardziej cieszy oko niż... ;)